poniedziałek, 24 lutego 2014

Glinka Rhassoul czyli jak Michałosia maseczką się upiększała


Donoszę, że nie zniknęłam i jestem cały czas ale od kilku dni walczę w paskudnym choróbskiem które ogarnęło mnie i Małą Mi. O ile ja dzielnie walczę to młoda niestety skończyła z silnymi antybiotykami i przymusowym dwutygodniowym pobytem w domu.
Domyślacie się kto bardziej się cieszy z takiego rozwoju sytuacji ;-)

Ale pomimo choroby nie próżnuję i systematycznie funduję swojej twarzy różne rarytaski.

Tym razem była to Glinka Rhassoul od Maroko sklep.




Glinka Rhassoul w płatkach jest to najbardziej naturalny produkt tego typu jaki można dostać na rynku.
Jest to produkt mineralny składający się ze stewensytu, bogaty w krzemionkę, magnez, żelazo, wapń, potas i sód.




Do przygotowania maseczki z glinki w płytkach musimy zabawić się w "czarownice" mieszające w kotle ;-)
Ewentualnie w jakimś innym naczynku ale bez użycia metalowych przedmiotów.
Płytki zalewamy letnią wodą którą można zastąpić wodą różaną lub z kwiatu pomarańczy.
Możemy do niej również dodać olej arganowy lub olejki eteryczne.
Moja maseczka powstawała z dodatkiem wody różanej co dawało przepiękny zapach.




Mieszamy do uzyskania jednolitej masy a następnie nakładamy na twarz, ciało lub włosy.
I pozostawiamy do wyschnięcia na około 15 minut. I osobiście radzę nie przesadzić z czasem bo glinka bardzo mocno się ścina i unieruchamia nam twarz ;-)
Całość pięknie schodzi nam przy użyciu ciepłej wody.


Swoimi właściwościami glinka pielęgnując ciało eliminuje nieczystości i martwe komórki skóry. poprawia jej elastyczność, jędrność i strukturę, Redukuje suchość i łuszczenie się.
Użyta do mycia włosów odtłuszcza zarówno je jak i skórę głowy a w postaci maski na twarz wchłania nadmiar sebum, eliminuje zanieczyszczenia oraz zabezpiecza naturalną warstwę ochronną skóry.




Glinka jest produktem hypoalergicznym i niezwykle delikatnym. Działa jedynie poprzez wchłanianie się w skórę. Nie powoduje efektów ubocznych i jest idealnym produktem do skóry wrażliwej.
Może właśnie dlatego tak bardzo się polubiłyśmy.
Po maseczce moja twarz była intensywnie napięta i wygładzona, a jednocześnie miała zdecydowanie wyrównany koloryt oraz piękny kolor świeżej, zadbanej cery.
Lada dzień planuję zrobić sobie zapasy tego cuda, bo już nie mam zamiaru się z nią rozstawać.
A, że będę miała okazję być w sklepie firmowym Maroko w łodzi to już coś czuję, że wejdę tam i zostawię moje serce również dla innych produktów.



Glinka Rhassoul wykorzystywana jest do wykonania rytuału HAMMAM o którym opowiem Wam następnym razem. Jest to rytuał na pewno czasochłonny ale bardzo interesujący.

Miałyście styczność z tą glinką? Jakie są Wasze odczucia?

buziaki,
Michałosia

czwartek, 13 lutego 2014

Bioelixire Argan Oil czyli trio którym Michałosia dba o włosy

Kompleksowa pielęgnacja włosów to podstawa. Zawsze zaczyna się tak samo. Na pierwszy ogień idzie szampon a za nim kolejne produkty pielęgnacyjne.
Przy dobraniu kosmetyków z jednej linii pielęgnacyjnej zazwyczaj możemy spodziewać się spotęgowania działania pielęgnacyjnego, ponieważ każdy z produktów idealnie uzupełnia działanie pozostałych.
Jedną z takich linii jest seria Argan Oil Bioelixire na którą składa się szampon, maska oraz olejek.
Każdy z nich ma swoją własną rolę, jeden będzie czyścił, inny ma za zadanie nawilżyć a jeszcze kolejny ujarzmiać kosmyki i regenerować.
Jesteście ciekawe jak sprawdza się arganowe trio?
Zapraszam do lektury:-)


Pierwszym kosmetykiem z którym Was zapoznam jest szampon.




Skład:

Aqua (Water), Sodium Laureth Sulfate, Sodium Cocoamphoacetate, Sodium Myreth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Sodium Chloride, Parfum (Fragrance), Glycol Distearate, Citric Acid, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Cocamide MEA, Laureth-10, Benzyl Alcohol, Argania Spinosa Kernel Oil, Polyamide-2, Simmondsia Chinensis Oil (Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil), Butylene Glycol, Heliantus Annuus Seed Extract (Heliantus Annuus (Sunflower) Seed Extract), Methylchloroisothiazolinone, C.I. 14700 (FD & C RED 4), C.I. 19140 (FD&C YELLOW 5), Methy­lisothiazolinone, C.I. 42090 (FD & C Blue 1).



Szampon jest pierwszym kosmetykiem po który sięgamy przy codziennej pielęgnacji włosów.
Ten ma dość rzadką ale nie lejącą konsystencję i nieziemski zapach. Lekko słodkawy, aromatyczny. 
Niewielka jego ilość wystarczy aby dość dobrze się zapienił i wyczyścił włosy. I pomimo tego iż w swoim składzie posiada na drugim miejscu SLS bardzo dobrze radzi sobie z dokładnym umyciem włosów po zastosowaniu olejków czym bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.



Moje włosy są dość ciężkie w pielęgnacji. Obecnie są na etapie przejściowym pomiędzy wysokoporowatymi a średnią porowatością, kręcą się a dodatkowo są rozjaśniane z naturalnego brązu na blond.
Pomimo to szampon bardzo dobrze sobie z nimi radził: nie plątał ich, nie było zaraz po umyciu efektu puszenia, ale można było zauważyć zwiększenie ich objętości. Podejrzewam, że dla wielu właścicielek bardzo cienkich włosów może być sporym plusem. 
Włosy pozostawały miękkie w dotyku, a szampon nie podrażniał skóry głowy. Nie wywoływał też efektu szybszego przetłuszczania się włosów.


200 ml kosmetyku to koszt około 20 zł.



Jako druga pielęgnacyjnie oddziaływać będzie na nasze włosy maska.





Skład:

Aqua (Water), Cetyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Glyceryl Laurate, Parfum (Fragrance), Amodimethicone, Benzyl Alcohol, Trideceth-10, Argania Spinosa Kernel Oil(olejek arganowy), Polyamide-2, Simmondsia Chinensis Oil (Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil), Citric Acid, Butylene Glycol, Heliantus Annuus Seed Extract (Heliantus Annuus (Sunflower) Seed Extract), C.I. 14700 (FD&C RED 4), Methylchlo­roisothiazolinone, C.I. 19140 (FD&C YELLOW 5), Methy­lisothiazolinone, C.I. 42090 (FD&C Blue 1)



Maska lub odżywka są kosmetykami po które sięgamy zazwyczaj po użyciu szamponu. Osobiście bardziej preferuję maski. Mają bardziej skoncentrowany skład, który wydaje mi się, ze dosyć korzystniej oddziaływuje na włosy.

Maska posiada wręcz idealną konsystencję, taką jaką można sobie wymarzyć przy tego typu produktach. Jest gęsta, dzięki czemu nie spływa z włosów, ale jednocześnie z bardzo dużą łatwością możemy ją zaaplikować na włosy, na których rozprowadza się bez najmniejszych problemów.

Zapach identyczny jak szamponu, przy czym ciut intensywniejszy jedynie potęguje przyjemne doznania zapachowe. A jednocześnie utrzymuje się na włosach przez kilka godzin.

Już po pierwszym użyciu maska stała się moim niekwestionowanych hitem. Pomimo tylko kosmetyków którymi miałam okazję rozpieszczać moje włosy nigdy jeszcze nie spotkałam produktu który dałby mi wszystko to czego oczekiwałam do czasu aż nie trafiła w moje ręce właśnie ta maska.



Od pierwszych chwil włosy są idealnie nawilżone, przez co stają się niesamowicie miękkie w dotyku, sypkie oraz same z siebie zaczynają się pięknie układać. W dotyku stają się mięsiste i wyraźnie odżywione.
Pierwszy raz po użyciu kosmetyku dotykając włosów nie wyczuwam na nich chropowatości a idealne wygładzenie i zamknięcie łusek.
Dodatkowo maska pięknie nabłyszcza moje włosy i świetnie wpływa na ich skręt, powodując że loki są bardzo naturalne i nie są splątane.

Co prawda producent zaleca trzymanie maski na włosach 3-5 minut, ale osobiście polecam Wam wydłużenie tego czasu do minimum 30 minut. Efekty po tym czasie są naprawdę spektakularne.

Jest to produkt który zostaje już ze mną na zawsze.

200 ml to koszt podobnie jak szamponu około 20 zł



A na koniec " trójcę" zamyka serum.
Kosmetyk który znam już od dawna, i który zawsze mam w zapasie, a przynajmniej staram się mieć, ponieważ jest to jedyny kosmetyk który zawsze jest mi podbierany przez wszystkich moich domowych facetów. produkt który umiłowali i oni i ja.



Skład:

Cyclopentasiloxane, Dimethicone, Dimethiconol, Caprylic/Capric Triglyceride, Parfum, Linalool, Limonene, Argania Spinosa Oil, Benzophenone-3 , Simmondsia Chinensis Oil, CI 26100, CI 47000, Butylene Glycol, Helianthus Annuus Seed Extract, CI 61565.




Olejek jak możemy się zasugerować z opakowania, czystym olejkiem nie jest. Raczej umiejscowiłabym go w kategorii Jedwab ;-)
Nie mniej jednak jest to kosmetyk który codziennie ląduje na moich włosach jako forma zabezpieczenia ich po pielęgnacji szamponem i maską z serii Argan Oil. 
Pięknie nabłyszcza włosy, wygładzając je i opanowując niesforne kosmyki.
Końcówki włosów są wygładzone i dobrze zabezpieczone, przez co nie na na nich efektu puszenia i deformowania fryzury.



Zapachem olejek cały czas podbija opisane wcześniej szampon i maskę, dzięki czemu włosy pachną jeszcze bardziej intensywnie, chociaż w nim wyczuwam również delikatną nutkę wanilii.
20 ml opakowanie jest niesamowicie wydajne i przy moich włosach sięgających do łopatek starcza mi na miesiąc. 
Konsystencją przypomina tradycyjne jedwabie, lub gęstsze olejki do włosów o pięknym bursztynowym kolorze.



Użyty rano przed rozczesaniem włosów znacznie ułatwia tą czynność, która przy kręconych włosach po nocy może niestety sprawiać dość spore problemy. 
Jest to produkt który idealnie dopełnia całości, pozostawiając nas z pięknymi nieobciążonymi włosami.

20 ml serum to koszt około 9 zł.




Opakowania całej serii są dość proste w wyglądzie. Ale właśnie tą prostotą przyciągają uwagę. tradycyjne białe tło, z delikatnymi pastelowymi napisami bez zbędnych ozdobników i upiększeń sprawia, ze postawione na łazienkowej półce sprawiają wrażenie produktów eleganckich w swojej formie i prostocie.

Mam wrażenie, że wreszcie udało mi się znaleźć kosmetyki które idealnie działają na moje włosy.
Wszystkie trzy przeznaczone są do pielęgnacji włosów zniszczonych, suchych i matowych. A działanie olejku arganowego dobroczynnie podbijają swoją obecnością olej jojoba i ekstrakt ze słonecznika.

Kuracja moich włosów wszystkimi trzema produktami, trwała prawie miesiąc. Używałam ich systematycznie co dwa dni, po tym czasie różnica w wyglądzie moich włosów zauważalna jest już nie tylko przeze mnie ale również przez innych, chociażby moją fryzjerkę której trudno było uwierzyć, ze trzy kosmetyki były w stanie w tak krótkim czasie aż w takim stopniu zregenerować moje włosy.



Buziaki,
Michałosia


piątek, 7 lutego 2014

O złej blogerce, intrygach i ludzkiej głupocie czyli Casual Friday u Michałosi

Mamy piątek, więc dzisiaj miało być na luzie. Plan był prosty, zdjęcia kolekcji lakierowej obrobione, czekały aż zaczniecie je podziwiać ;-)
Miało być lekko, łatwo i przyjemnie a tak niestety nie będzie.
Do zmiany tematu skłoniła mnie sytuacja która ostatnio zaczęła się rozgrywać na backstage'u pewnego blogerskiego spotkania które ma się odbyć niebawem.
Od razu uprzedzę, ze nie chodzi tu o spotkanie marcowe i mam nadzieję, że przy nim nie dojdzie do takich incydentów.

Pewna przesympatyczna blogerka postanowiła zorganizować spotkanie wraz z inną sympatyczną blogerką. Ustaliły miejsce, ustaliły termin i zaczęły kompletować listę uczestników. Zaczyna się normalnie prawda ? Właściwie zawsze tak samo wygląda schemat organizacji ;-)

Po ogłoszeniu listy uczestników na blogerkę wylał się kubeł anonimowych " oszczerstw". Bywa i tak ;-)
Właściwie chyba każda z osób która chociaż raz sama z siebie porwała się na organizację spotkania zetknęła się z takimi sytuacjami. Każdemu dogodzić się nie da, a knajpki w których organizowane są spotkania nie rozciągają się jak z magicznej gumy w zależności od tego czy ma się w niej zmieścić 20 czy 120 osób.

Było, minęło i poszło w zapomnienie. Uczestniczki z coraz większą niecierpliwością zaczęły przebierać nóżkami bo spotkanie miało swoje ukryte dno które zostało ujawnione wtajemniczonym ;-)

Całość i tak ujrzałaby światło dzienne w relacjach ;-)

Otóż, organizatorki postanowiły zmienić trochę koncepcję takich spotkań. Właściwie wprowadziła ją już Pogodowa przy organizacji naszego październikowego spotkania w Warszawie. Czyli coś za coś.

Ale o tym już za chwileczkę ...

Utarło się, że w momencie organizacji takich spotkań dziewczyny otrzymują upominki od firm. Tak otrzymują, i od pewnego czasu mam wrażenie ze właśnie takie pobudki kierują znaczną większością zgłaszających się. I piszę to na podstawie własnych obserwacji. Tym bardziej, że sama miałam okazję niedawno układać listę uczestników z naprawdę ogromnej listy zgłoszeń. Otrzymywałam wiadomości typu "chętnie wzięłabym udział bo poprzednim razem miałyście fajne upominki", " zgłaszam się bo jestem ciekawa jakie firmy zaprosicie tym razem" ... no heloł !!! Co gorsza dostałam nawet wiadomość " byłam już u Was na spotkaniu, super upominki i dużo to zgłaszam się też tym razem ".

Cycki mi opadły po takich wiadomościach, i przysięgam że jak nie uda mi się ich przywrócić na właściwe miejsce tym wszystkim co teraz wcieram to będę listy pazerniaków oficjalnie ogłaszać.

Co więcej przeglądając zgłoszone blogi próbowałam ustalić jak to jest możliwe, że przykładowa blogerka jest w stanie logistycznie pogodzić życie rodzinne, pracę, blogowanie a do tego zaliczać minimum jedno spotkanie miesięcznie w różnych rejonach polski ;-) Tak są tacy specjaliści ;-)

Założenie było proste, wybieramy dziewczyny które po pierwsze nie latają po spotkaniach po siaty pełne darmówki, nie ukrywam, że były to też osoby które z Pogodową cenimy za to co robią. Było też kilka innych kryteriów. Ale ja wspominam o powódkach mających wspólne mianowniki z całą sprawą.

Wróćmy jednak do wspomnianego spotkania blogerek x i y :-)

Dziewczyny postanowiły, że pójdą przykładem spotkania z października i zrobią coś dla kogoś ;-)
Ten ktoś to mały mały chłopiec któremu niezbędna jest pomoc i rehabilitacja, ponieważ chłopczyk nie ma rączek. Wszystkie, ale to wszystkie uczestniczki spotkania stwierdziły że chcemy go wesprzeć. W związku z tym padł pomysł zorganizowania z upominków które trafią do nas pod firm loterii. Kosmetyki będą ale za symboliczną kwotę którą ustaliłyśmy, powiem Wam tylko, że nie będzie to symboliczna złotówka.

Przygotowania ruszyły, wielu firmom pomysł wsparcia malucha się spodobał i chciały dołożyć do tego swoją cegiełkę.

I tu zaczyna się rola złej blogerki... gdzieś tam za górami, za lasami jest dziewczyna która prowadzi blog, pisze posty o kosmetykach, na naszych blogach zostawia słodkie komentarze, chodzi na spotkania patrząc nam w oczy... ba nawet co więcej zaprzyjaźnia się z innymi blogerkami. I nagle dnia pewnego w akcie jakiegoś niewyjaśnionego opętania wpada na plan szatański ;-)

Zorganizuje mały sabotaż... ot tak po prostu dla hecy ;-) Dziewczę owo chcąc być sprytne wymyśla sobie pseudonim-kryptonim  - swoja drogą bardzo wymyślna i wyszukana nazwa ;-) I zaczyna swoje intrygi.


Zaczyna wysyłać maile do firm sabotując spotkanie bezpodstawnymi oskarżeniami.


Ale jak to czasami bywa, blogerki kumplują się też z pracownikami firm. Prawda o anty-spotkaniowych mailach wyszła na jaw.

Zła blogerka miała na celu zniszczyć całkowicie spotkanie organizatorek.
Miała ale się nie udało.

Myślała, że kryjąc się pod swoim pseudonimem-kryptonimem nie wyjdzie na jaw kim jest. Ot niespodzianka ;-)
Bo przecież internet to takie bydlątko w którym jak już raz zaistniejesz zostajesz w nim na zawsze ;-) Wystarczyły dwa dni, żeby rozwiązać zagadkę i poznać tajemniczą intrygantkę.

Przegadałam z dziewczynami na ten temat kilka godzin i doszłam do wniosku, że widać tu ludzką pazerność, chciwość i zawiść. Ja nie będę miała to i wy nic nie dostaniecie.

Błąd kochana;-) Mnie nie skrzywdziłaś, dziewczyn nie skrzywdziłaś, organizatorek nie skrzywdziłaś a na tym chyba Ci najbardziej zależało... zrobiłaś wszystko, żeby zrujnować coś co było ważne dla małego człowieka. Człowieka który czekał na naszą pomoc. Bo o niego tu chodziło a nie o kilogramy "darmowych" kosmetyków.
Tylko, że los jest złośliwy a to co puścisz w świat zatacza koło i wraca do ciebie ze zdwojoną siłą. Może się zdarzyć kiedyś tak, ze to ty będziesz walczyła o szansę na "życie" jak robi to teraz ten mały chłopiec. On wywalczy swoje bo wokół niego są ludzie którzy zrobią sporo,żeby było mu lepiej, ale ty możesz zostać sama bez wsparcia, pomocy i dobrego słowa.

Mogę powiedzieć tylko jedno wstyd mi, że takie osoby są w blogosferze. Ale jednocześnie pociesza mnie fakt, ze dosyć spora grupka osób zaczęła się wstydzić tego, ze utrzymywały kontakt z tobą i twoim blogiem.

Tak więc moje kochane dziewczynki zostawiam Was w piątkowy wieczór z przemyśleniami.
Ja już od kilku dni mam swoje ... marność nad marnościami a wszystko to pazerność a głupota ludzka widać jeszcze nie raz mnie zaskoczy. Szkoda tylko, że pomimo słusznego już wieku mego dalej nie mogę się do niej przyzwyczaić.

Buziaki,
Michałosia














czwartek, 6 lutego 2014

Maska z miodem i mlekiem Scandic Plus czyli Michałosia o masce do włosów wysokoporowatych i nie tylko

Dawno, dawno temu ... czyli tak naprawdę może ze dwa tygodnie minęły robiłam Wam wpis o proteinowaniu włosów ;-)
Bo tak się składa, że w rozsądnych ilościach włosy lubią proteiny.  Zwłaszcza włosy wysokoporowate ;-)

I taką bombą proteinową właśnie idealną do włosów wysokoporowatych jest maska La Strada z mlekiem i miodem Scandic Plus firmy Profis-Fryzopol.

Kiedyś wydawało mi się, że odkryłam już chyba wszystkie fantastyczne maski do włosów które są dostępne na rynku ;-) Jednak nie, ta jest kolejną a jeszcze jedna czeka na swoją recenzję zaskakując mnie z dnia na dzień coraz bardziej.

Ale wracamy do maski z mlekiem i miodem ;-)




Skład:
 Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetimonium Chloride, Propylene Glycol, Panthenol, Phenyltrimethicone, Hydrolyzed Milk Protein, Honey Extract (Mel), Methylisothiazolinone, Methylchlorisothiazolinone, Lactose, Benzyl Benzoate






Jest to kosmetyk zakwaszający przeznaczony do zamykania łusek włosa. Czyli idealny jak już wspomniałam dla włosów wysokoporowatych oraz tych o niższej porowatości do zamknięcia łuski po zabiegach koloryzacji. Maska ma za zadanie przywrócić włosom naturale pH, pozamykać łuski, dzięki czemu powstrzymuje to również wymywanie się koloru. Proteiny mleka regenerują i odżywiają a ekstrakt z miodu ma za zadanie nawilżyć włosy.

Maska zamknięta jest w plastikowym słoiku. Odkręcamy i już możemy ją sobie aplikować na włosy.
Pachnie jak śmietankowy budyń :-) I taką też ma konsystencję. Uwielbiam ten zapach :-)
Po za działaniem, daje dodatkowe wrażenia zapachowe.

Przed pierwszym użyciem podchodziłam do niej z bardzo dużą rezerwą. Ale po naszych wspólnych 20 minutach wszystko się zmieniło. Nie spodziewałam się, ze jedna maska w tak ekspresowym tempie może zacząć działać na włosach. Fakt, faktem przez dwa lata pielęgnacji typowej dla włosów wysokoporowatych udało mi się je doprowadzić do stanu, ze zahaczają już pomału o średnioporowate to efekty działania tej maski widoczne są już po pierwszym użyciu, a przy kolejnych efekty jej działania się wzmagają.

Włosy odzyskują bardzo naturalny skręt, łatwo się rozczesują i nie plączą. Jest to dla mnie sygnał, że maska je nawilża i odżywia tak jak obiecuje producent. Tym bardziej, że włosy zaczęły się znacznie mniej puszyć.

Po zmyciu włosy są błyszczące i bardziej podatne na układanie.

Bardzo dużym plusem jest brak silikonów które dodatkowo nie obciążają włosa. 

Ja oczywiście przy moich kręconych włosach na te silikony sobie od czasu do czasu pozwalam, bo mi one służą. Proteiny też im dawkuję bo przeproteinować włosy jest bardzo łatwo.

Ale maskę z mlekiem i miodem uwielbiam i staram się jej używać minimum raz w tygodniu. Działa na moich włosach istne cuda ;-)




Opakowanie 300 ml kosztuje około 8 zł, natomiast słoik o pojemności 1000 ml kupimy za około 13 zł.
Więc duży = tańszy ;-)

Miałyście kontakt z maskami tej firmy ?

buziaki,
Michałosia

wtorek, 4 lutego 2014

Vipera Top Coat Rulette no. 37 czyli drobinki na paznokciach Michałosi



Lubię czasami zmieniać wygląd zwykłego lakieru do paznokci dodając do niego topper.
Zawsze to jakaś odmiana.  Podczas jednych z poprzednich zakupów lakierowych skusiłam się na top coat Vipera z serii Rulette numer 37.

Cała kolekcja składa się z 15 lakierów w skład której wchodzi 8 brokatowych top coatów oraz 7 lakierów bazowych.

Kiedy pierwszy raz zobaczyłam tą kolekcję w internecie muszę przyznać, ze strasznie się na nią napaliłam ;-)
Wymarzyłam sobie topper numer 40 przypominający kształtem i kolorystyką confetti.
Niestety z tych upatrzonych w sklepie udało mi się dostać jedynie numer 37.




Są to czarne drobinki o bardzo nieregularnych kształtach w połączeniu z czerwonymi heksami. Oba rodzaje drobinek są matowe. A całość zanurzona jest w przezroczystym lakierze.



Top bardzo łatwo aplikuje się na paznokciach, a drobinki idealnie przyczepiają się do pędzelka i przenoszą z niego na płytkę paznokcia.
Pędzelek jest miękki i bardzo dobrze dopasowuje się do kształtu paznokcia.



Czas schnięcia topu jest dość przeciętny. Nie możemy niestety liczyć na to, ze po 60 sekundach wrócimy do normalnego funkcjonowania. Jednak spokojnie kilka minut nam wystarczy i top zasycha.
Utrzymuje się do 4 dni bez jakichkolwiek uszkodzeń na paznokciach.
Dla mnie bardzo dużym plusem, jest też fakt, że drobinki bardzo dobrze spajają się z lakierem i po zaschnięciu nie odstają os płytki paznokcia i się nie zadzierają z lakieru.



Niestety wykończenie całości jest dość zmatowione, więc żeby uzyskać efekt błyszczących paznokci warto pokryć całość topem nabłyszczającym.

I jak Wam się podoba ten top?

buziaki,
Michałosia

poniedziałek, 3 lutego 2014

Denko pierwsze czyli Michałosi zużycia w styczniu

Przyszła pora na pierwsze denko w tym roku.
Styczeń wyjątkowo pozwolił mi wykończyć sporo kosmetyków które zaczęłam używać pod koniec 2013 roku.
Będzie sporo oglądania, więc już nie przedłużam i zapraszam Was do oglądania ;-)



1.Peeling pierniczkowy do ciała Farmona ( recenzja ) - cudowny, cudowny zapach. Kupię go ponownie za rok ze względu na magiczny aromat świątecznych pierników.
2. Masło do Ciała Flos-Lek ( recenzja ). Najlepsze masło jakie do tej pory spotkałam. Mam już kolejną wersję zapachową i jest to kosmetyk który na stałe u mnie zagości. Kupię go ponownie, również aby poznać inne wersje zapachowe.
3. Relaksujący balsam do ciała Pat&Rub ( recenzja ). Kosmetyk o niesamowitym zapachu i działaniu. Taki o którym się nie zapomina. Był w moich ulubieńcach 2013. Zdecydowanie kupię go ponownie.



4. Szampon kokosowy Balea. Recenzja jeszcze będzie razem z odżywką z tej samej serii. Po prawie 2 latach pielęgnacji moich włosów jako wysokoporowatych produkty " kokosowe" zaczynają działać na nich ostatnio cuda. Uwielbiam ten szampon i kupię go ponownie.
5. Szampon Isana Med - przyplątało się to przypadkiem, w międzyczasie niesamowicie plątało mi włosy, skończyło się i odplącze się ode mnie raz na zawsze. Nie kupię ponownie.
6. Czekoladowy żel pod prysznic Soraya - żel, jak żel myje, pieni się ale pięknie pachnie czekoladą umilając codzienny prysznic. Był to zel najczęściej podbierany mi przez małą Mi. Zapach polubiłyśmy obie. Kupię go ponownie.



7. Żel do golenia Venus. Produkt który pozwolił mi przetrwać momenty kiedy musiałam zrezygnować z depilatora. Zmiękczał włoski, ułatwiając depilację, nie podrażniał. Obecnie wróciłam ponownie do depilatora ale jeżeli będzie taka potrzeba kupię go ponownie.
8. Regenerujący krem do stóp Eucerin (recenzja ) . Krem do którego wracam zawsze od kilku już lat. Ukochany wybawiciel, z każdego problemu stopowego. Kupię go ponownie.
9. Krem do rąk Isana o zapachu kakao ( recenzja ). Bardzo przyjemny kremik, szybko się wchłaniał, ładnie pachniał i był w wersji limitowanej. Możlwe, ze jeżeli pojawi się ponownie to jeszcze kiedyś go sobie kupię.
10. Błotny peeling do stóp Apis( recenzja ) . Taki z niego przeciętniaczek. Nie jest jakimś porządnym zdzierakiem do zadań specjalnych. Raczej nie kupię go ponownie.



11. Krem do pielęgnacji biustu Palmer's ( recenzja ). Przez trzy miesiące bardzo się z nim polubiłam. Daje widoczne efekty ujędrnienia skóry na biuście. Kupię go ponownie.
12. Eveline intensywne serum redukujące cellulit Slim extreme ( recenzja ). Dla manie ma bardzo dużo plusów. Ujędrnia, napina. Zużyłam już kilka opakowań i kupię go ponownie.
13. Olejek do ciała Lierac ( recenzja ). Fajny produkt, nawilżający skórę. Mozliwe, ze kupię go ponownie.



14. Płyn micelarny Dermedic ( recenzja ). Płyn w którym zakochałam się od pierwszego użycia. Idealny dla mojej cery. łagodzi, świetnie oczyszcza i odświeża. Dla mnie ideał pod każdym względem. Kupię go ponownie.
15. Płyn micelarny Bourjois. Kosmetyk który bardzo długo męczyłam, również z pomocą rodziny. Momentami bardzo podrażniał mi oczy, wysuszał i ściągał skórę zwłaszcza pod oczami. Używanie go było dla mnie męczarnią. Nigdy więcej go sobie nie kupię.
16. Żel do mycia twarzy Biały Jeleń ( recenzja ). Polubiłam go. jest tani, łagodny, oczyszcza. Kupię go ponownie.




17. Puder rozświetlajacy Vipera. Uwielbiam ten puder. to już kolejne opakowanie. Matuje, rozświetla, w przystępnej cenie. Kosmetyk który był jednym z moich ulubieńców 2013 :-). kupię go ponownie.
18. Zmywacz do paznokci. Zmywacz jak to zmywacz. Kupiłam, zużyłam. A czy kupię ponownie ? Jakiś na pewno tak, nie wiem czy koniecznie ten ;-)
19. Baza pod cienie Virtual. Kiedyś bardzo ją lubiłam. Teraz mam wrażenie, ze strasznie straciła na jakości. Była tępa w rozprowadzaniu, wałkowała się razem z cieniami. Nie kupię jej ponownie.




20. Woda toaletowa Avon - lubię Avonowe zapachy. Zużywam ich bardzo dużo. Kupię ponownie.
21. Woda toaletowa Avon Pur Blanca. Do wszystkich trzech wód z tej serii mam bardzo duży sentyment i bardzo je lubię. Naprzemiennie mam zawsze któryś z tych zapachów. Kupie ponownie.
22. Perfumy Lancome Hypnose. Skończyły się :-( był płacz, zgrzytanie ząbkami i ponownie płacz) ale niestety. Uwielbiam ten zapach. Dla mnie kwintesencja kobiecości w każdym calu. Idealne na jesień i zimę. Eleganckie i kobiece. Kupię ponownie.


23. Maseczka nawilżająca Tołpa. Zapach przepiękny, bardzo świeży i relaksujący. Skóra po niej jest nawilżona i wygładzona. kupię ponownie.
24.Maska- peeling enzymatyczny Tołpa. jak poprzednia ma bardzo przyjemny zapach. Bardzo fajnie wygładza skórę. Kupię ponownie.
25. Maseczka intensywnie nawilżająca Happy per aqua Flos-Lek. Dla mnie mistrzostwo świata. Idealnie nawilżony każdy kawałek skóry na twarzy. A do tego efekt utrzymuje się naprawdę bardzo długo. Maska która zagości u mnie już na zawsze jako stały punkt mojej pielęgnacji. kupię ponownie bez zastanowienia.
26. Gorąca kuracja do włosów z olejkami Marion ( recenzja ). Lubię tą kurację i od czasu do czasu sobie po nią sięgam jako zabieg na szybko. Kupię ponownie.
27. Próbka kremu Kolastyna Iluminacja. ( myślę nad jego zakupem intensywnie i jak na razie wypada na plus)
28.Próbka kremu AA eliksir naprawczo-ujędrniający. Wydawał się wajny ale taka mała próbka zapchała mnie więc raczej na ten kremik się nie zdecyduję.



I to już jest koniec :-) Nie ma już nic :-)
Jesteście wolni...możecie iść ;-)



A jak tam Wasze styczniowe denka ?

buziaki,
Michałosia

sobota, 1 lutego 2014

Misslyn Las Vegas czyli lakierowa sobota u Michałosi

Zdarza mi się czasami przeglądać blogi dziewczyn i wypatrzeć na nich coś co koniecznie, chcę i muszę mieć.
Tak było też w przypadku lakieru do paznokci Misslyn Las Vegas numer 646.

Wypatrzyłam go w listopadzie w Saurii i już po kilku dniach weszłam w jego posiadanie, bo jako wielka miłośniczka fioletu w każdej postaci nie mogłam nie zwrócić na niego uwagi, ma w sobie to coś.
A ja mam to szczęście, że tuż za rogiem znajduje się bardzo fajna drogeria No-El a w niej szafa Misslyn pełna cudów.



Lakier może do najtańszych nie należy bo bez promocji zapłaciłam za niego 23,99 zł.
Ze zniżką kupiłam paletę Misslyn do makijażu więc bilans się wyrównał ;-)

Jest to fiolet złamany złotymi drobinkami. Błyszczy się i mieni na możliwe sposoby a przy tym dość ciekawie wygląda na paznokciach.

Zupełnie inne efekty otrzymujemy w bardzo silnym słońcu czy tak jak na zdjęciach przy lampie błyskowej ( jest jasny mocno błyszczący ) a inny bez bezpośredniego oświetlenia paznokcia (ciemniejszy kolor z bardziej nasyconym fioletem)




Lakier ma bardzo fajny pędzelek, cienki, długi ale dobrze dopasowywujący się do płytki paznokcia.
Zasycha również bardzo szybki, właściwie już po kilku minutach od pomalowania możemy zacząć normalnie funkcjonować.

Lakier utrzymuje się na pazurkach bez żadnego uszczerbku do 4 dni, ale bez użycia wspomagacza w postaci topu.

Pierwsze zdjęcie chyba najbardziej oddaje kolor tego lakieru. Niestety na dwóch pozostałych jak błysnęło fleszem to ujawniły się końcówki pazurków. 



Tak jeszcze do wczoraj wyglądały moje paznokcie ... dzisiaj rano niestety gruchnęło, huknęło i kilka paznokci poszło w zapomnienie :-( więc i całość musiałam spiłować do jednej krótkiej długości :-(


buziaki,
Michałosia
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...